Etna: Nie stawiałam kariery ponad rodzinę!

Ma na koncie cztery albumy zatytułowane: „Lawa”, „Strzelec”, „Anioł” oraz „Rolnikowa”. Należy do najbardziej rozpoznawalnych i rozchwytywanych przez organizatorów koncertów i media wokalistek disco polo. Swoją postawą udowadnia, że kariera może iść w parze z udanym życiem osobistym. Gwiazda, która może pochwalić się figurą modelki, jest szczęśliwą żoną i mamą dwójki dzieci.  

Dopiero co wydałaś płytę, pt. „Rolnikowa”, a tuż po jej premierze, zaskoczyłaś fanów nowym singlem „Piękna Lady”, który nie znalazł się na playliście albumu.

„Rolnikowa” jest swego rodzaju podsumowaniem, pięcioletniego odcinka czasu, który upłynął od poprzedniej płyty „Anioł”. Album zawiera sprawdzone utwory, przy których bawiła się moja publiczność, podczas koncertów. Fani wciąż dopytywali o płytę, więc postanowiłam spełnić ich prośby. Mam nadzieję, że są zadowoleni, a że moja głowa jest pełna pomysłów, nagrałam „Piękną Lady”, która w tym sezonie wzbogaciła mój repertuar koncertowy.

Trochę długo kazałaś czekać na ten krążek. Czym to było spowodowane?

Przez ten okres, gromadziłam materiał, który znalazł się na krążku i przede wszystkim cały czas koncertowałam. Ponadto, między wydaniem jednego a drugiego albumu, po raz drugi zostałam mamą. Dużą część swojej uwagi, postanowiłam poświęcić Kazikowi i w ogóle tego nie żałuję. Cieszę się, że udało mi się połączyć pracę z życiem osobistym. Nigdy nie stawiałam kariery ponad rodzinę i jestem świetnym przykładem na to, że jedno i drugie może iść ze sobą w parze. Trzeba tylko podejmować mądre i przemyślane decyzje. Wiem doskonale, że w życiu artysty, może nadejść moment, kiedy światła jupiterów przygasną, a wtedy, dobrze jest mieć kogoś, kto będzie dla nas wsparciem.

Zawsze masz wsparcie w mężu?

Tak, Jacek jest ze mną na dobre i na złe. Jest nie tylko moim mężem, ale również najlepszym przyjacielem. Dobraliśmy się jak przysłowiowe dwie połówki jabłka. Zawsze możemy też liczyć na pomoc moich rodziców. Kazik jest jeszcze mały, więc kiedy jeździmy w dalekie trasy koncertowe, zostawiamy go pod opieką mojej mamy.

Etna płyta RolnikowaWszystkie z utworów zawartych na „Rolnikowej” to hity. Który uważasz za największy?

Jestem zadowolona ze wszystkich piosenek. Na koncertach ludzie najgłośniej śpiewają ze mną „Maminsynka”, „Misiaka” i oczywiście „Rolnika”, który przyniósł mi nagrodę w postaci podwójnie platynowej płyty i kilkumilionową oglądalność w serwisie YouTube.

Jesteś autorką większości swoich utworów. Przyglądając się Twoim tekstom i ich tytułom, można rzec, że stworzyłaś galerię dość charakterystycznych postaci. Swego czasu największe kontrowersje budził „Dziadek”. Czy rzeczywiście za inspirację posłużyła Ci historia Andrzeja Łapickiego?

Wielu ludzi, utwory, które śpiewam, błędnie postrzega przez pryzmat mojej osoby. Myślę, że jestem dobrą obserwatorką i bez trudu wyłapałam w tłumie „Drania”, „Maminsynka”, „Mężatkę”, „Milionera”, czy „Kokoszkę”, a także „Dziadka”, o którym rzeczywiście przez moment było głośno. Prawdą jest, że ta piosenka powstała dwa lata przed doniesieniami prasy o związku Andrzeja Łapickiego ze sporo młodszą Kamilą. W moim życiu też nie było żadnego „dziadka” (śmiech). Mało tego, mąż mi wypomina, że to ja jestem starsza. Co prawda, tylko o cztery miesiące, ale zawsze (uśmiech).

Gdzie poznałaś Jacka?

Oboje studiowaliśmy na Politechnice Białostockiej zarządzanie. Pretekstem do bliższego poznania były notatki, które Jacek chciał ode mnie pożyczyć. Nie zaiskrzyło od razu. Najpierw była przyjaźń i z tej przyjaźni zrodziła się miłość. Z perspektywy czasu, wiem, że to prawidłowa kolej rzeczy. Dzięki takiemu biegowi wydarzeń mamy do siebie szacunek oraz zaufanie. I nawet, kiedy czasem dopada nas codzienność i rutyna, staramy się nadać naszemu życiu nowych barw. Nasza rodzina opiera się na solidnym fundamencie, który niełatwo zburzyć. Jeśli ludzie nie mają w życiu wartościowych priorytetów, to motyli w brzuchu na długo nie wystarczy.

„Piękna Lady” otworzy twój kolejny album?

Na pewno. Nigdy nie spoczywam na laurach. Mam nadzieję, że następna płyta ukaże się szybciej niż ta, która przed chwilą trafiła do sklepów. Choć „Piękna Lady”, pomału wspina się na coraz wyższe miejsca list przebojów, myślami, jestem już przy kolejnych utworach. Mam już, co najmniej dwie nowe propozycje i czekam na odpowiedni moment, by je zaprezentować.

Zanim zaczęłaś żyć z muzyki, byłaś panią kierownik w firmie kosmetycznej. Jak odnajdowałaś się w pracy za biurkiem?

Na szczęście, poza robieniem raportów, nie musiałam siedzieć za biurkiem. Przez siedem lat byłam kierownikiem sprzedaży w koncernie kosmetycznym. Pracowałam głównie w terenie. Odwiedzałam placówki firmy i nadzorowałam sprzedaż pracowników. Lubiłam tę pracę, bo lubię rządzić i jak każda kobieta, interesuję się nowościami z branży beauty (uśmiech). Cały czas jednak w sercu grała mi muzyka. Na szczęście kiedyś przyszedł moment, że zawodowo mogłam poświęcić się tylko niej.

Kiedy poczułaś, że bardziej jesteś artystką niż panią kierownik?

Zawsze wiedziałam, że chcę śpiewać. Długo czekałam na odpowiedni moment, żeby dziecięce marzenia wprowadzić w życie. Artystyczne zapędy miałam od najmłodszych lat. Jako dziecko zaczęłam tańczyć w balecie, a potem ukończyłam liceum muzyczne. Grałam na fortepianie, perkusji, gitarze oraz doskonaliłam swój wokal. W końcu odważyłam się wejść na scenę. Jak zauważyłam, że publiczność mnie „kupiła”, dokonałam wyboru, który, patrząc z perspektywy czasu, okazał się trafny.

Podobno niezła była z Ciebie baletnica. Dlaczego porzuciłaś taniec?

Przez 8 lat uczęszczałam do ogniska baletowego. Zajęcia miałam 3 razy w tygodniu po 2 godziny.Wielokrotnie występowałam na deskach Teatru Dramatycznego w Białymstoku. Z baletem wyjeżdżaliśmy również do Włoch i do Niemiec.

Czy nabyte w ognisku baletowym umiejętności wykorzystujesz w pracy na scenie?

Oczywiście. Jeszcze do niedawna robiłam szpagat na scenie. Ponadto czasem ludzie odbierają mnie jako osobę, z zadartym nosem, a to nieprawda. Jestem zawsze wyprostowana, z uniesioną głową, ze ściągniętymi barkami. Tego nauczył mnie balet. Poza tym, podczas dwóch ciąż tyłam kolejno po 20 kilo, a na moim brzuchu nie ma ani jednego rozstępu. Balet wykształcił we mnie świadomość własnego ciała.

Wyglądasz świetnie. Jak zatem dbasz o swoje ciało?

Jestem w ciągłym ruchu. Żyję dość aktywnie. Od wiosny do późnej jesieni jeżdżę na rowerze oraz biegam. Zimą uprawiam jogging. Razem z tancerzami przygotowuję układy choreograficzne do występów na scenie. W pracach domowych też nikt mnie nie wyręcza. Wycieranie kurzy i dbanie o porządek, to też niezłą gimnastyka (uśmiech).

Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?

Relaksuję się przy spokojnej muzyce. Lubię soul i ballady. Najczęściej włączam sobie piosenki Sade. Kilka lat temu, w okolicach moich urodzin była w Polsce. Mąż kupił dla nas bilety. Pojechaliśmy wtedy do łódzkiej Atlas Areny. Kiedy w listopadzie występowałam, w tym samym miejscu na Disco Fest, pomyślałam sobie, że to niesamowite, że stoję na tej samej scenie, na której kiedyś śpiewała moja idolka.

Rozmawiała Martyna Rokita dla kwartalnika „SuperHity Disco Polo”
martyna rokita Etna b

Fot. Paweł Mazurek / Studio 69