Mariola Bojarska – Ferenc: „Dom bez rozmowy nie istnieje”!

Z zawodu trenerka, dziennikarka, producentka telewizyjna i filmowa. Za swoją misję uważa popularyzację zdrowego stylu życia. Jest prekursorką fitnessu w Polsce i propagatorką mody na bycie fit. Twierdzi, że o związek trzeba dbać i mimo długiego stażu małżeńskiego, wciąż chodzi z mężem na randki.

Niedawno wydałaś książkę, pt. „Życie ma smak” i na jej premierze już zapowiadałaś kolejną. Czy zamierzasz z trenerki stać się zawodową pisarką?

Trenerem jestem z zawodu, ale uprawiam go nietypowo, bo tylko medialnie. Ponad 25 lat uprawiam dziennikarstwo i jestem autorką kilkuset artykułów i sześciu książek to jest mój wykonywany zawód. Zresztą jedno nie wyklucza drugiego wręcz przeciwnie, wiedza trenerska pomaga mi w pracy nad książkami. Polubiłam pisanie, a fakt, że moje książki cieszą się dużą popularnością motywuje mnie do dalszych działań w tej dziedzinie. Poza tym, kiedy pracuję nad książką muszę się regularnie zasiadać przed komputerem. To też wymaga swego rodzaju dyscypliny, której nauczył mnie sport.

Nawiązując do tytułu Twojego dzieła, zapytam, jaki smak ma Twoje życie?

Gdybym powiedziała, że słodki, to trochę bym skłamała. Na pewno nie gorzki. W moim życiu bywały lepsze i gorsze momenty: śmiech, łzy, rozpacz i szczęście. Przeszłam przez wszystkie smaki, dlatego znam życie i lubię o nim pisać. Generalnie w sferze prywatnej nie narzekam i skupiam się tylko na pozytywnych rzeczach.

To niesamowite, że nie jesteś bohaterką żadnych skandali, masz poukładane życie osobiste, nie wyskakujesz z przysłowiowej lodówki, a jednak twoje książki sprzedają się świetnie. W czym tkwi Twój fenomen?

Może w tym, że zawsze jestem sobą. Nigdy nie udawałam kogoś, kim nie jestem. Zawsze się denerwowałam, kiedy koleżanki z mediów sugerowały mi, że aby ożywić zainteresowanie moją osobą, to warto wywołać jakiś skandal, albo umówić się na ustawkę z tajemniczym, najlepiej młodszym nieznajomym. Nie skusiłam się jednak na żadne z takich rozwiązań. Nie można oszukiwać fanów, a przede wszystkim samej siebie. Nie chcę też wprowadzać zamieszania w moje normalne życie, które bardzo doceniam. Tym bardziej jest mi miło, że ludzie zauważają tę prawdziwość i za to mnie kochają. Staram się być profesjonalna w tym co robię, czasami jestem za bardzo perfekcyjna i to mnie męczy. Czytelnicy to doceniają, nie lubią sztampy, internetowej wiedzy, dlatego dla nich ciągle się uczę by ciągle dawać więcej i lepiej.

Gratuluję konsekwencji.

Dziękuję i zapewniam, że nie pokażę „przez przypadek” majtek, kawałka piersi i nie wymyślę sobie młodszego kochanka (śmiech). Chce zostać sobą. Zawsze mnie uczono, że ”mogą cię nie lubić, ale niech cię szanują”.

Zauważyłam, że podczas wywiadów, czy też prywatnych rozmów z dużą miłością i szacunkiem wyrażasz się o swoim mężu.

Ryszard jest wspaniałym człowiekiem. Bez niego nie mogłabym funkcjonować  zawodowo. Przez całe życie zapewnia mi w domu spokój, dzięki czemu mogę spokojnie rozwijać się na różnych płaszczyznach. Jest pierwszym recenzentem moich projektów, doradza mi i wspiera wszystkie moje przedsięwzięcia. Jeśli coś jest nie tak, to szczerze wytyka błędy, albo sugeruje, że coś można zrobić inaczej. Jeśli trzeba mąż jest moim największym krytykiem i nie czaruje, że coś jest super, skoro nie jest za to go szanuje.

Jakie macie wspólne pasje?

Bez pasji nie ma życia. Oboje uwielbiamy sztukę art deco i kolekcjonujemy rzeczy z tego okresu. Kochamy lata 20-ste. Często wyjeżdżamy w miejsca, gdzie można spotkać elementy z tego okresu. Chodzimy razem do muzeów i galerii sztuki. Nigdy się ze sobą nie nudzimy. Zawsze mamy o czym rozmawiać. Dom bez rozmowy nie istnieje.

Często się kłócicie?

Kiedyś częściej. Teraz bardzo sporadycznie, ale między nami zawsze iskrzy. Nie wolno tłumić w sobie emocji. Koledzy się śmieją, że u nas przy stole jest jak podczas gry w ping ponga – jedno drugiemu odpowiada, jednak te nasze docinki są zawsze na poziomie, wesołe. Dyskusja bez tzw. szpilki byłaby nudna (śmiech). Dzięki temu ogień, który jest miedzy nami nigdy się nie wypali. Kochamy się bardzo. Ta miłość jest jak wino. Im jesteśmy ze sobą dłużej, tym bardziej cieszymy się jej smakiem.

Podobno znów zaczęliście chodzić na wspólne randki?

O związek trzeba dbać. Mąż mnie rozpieszcza, często zabierając na spacery, do kina, do teatru, albo na romantyczną kolację do restauracji. Teraz, kiedy synowie już z nami nie mieszkają znów mamy dla siebie więcej czasu wypad na drugi koniec świata nie stanowi problemu.

Ryszard nie był zazdrosny, kiedy oglądał Cię w ramionach Tomka Barańskiego przy okazji Twojego udziału w „Tańcu z gwiazdami”?

Nie miał ku temu powodów. Mało tego, bardzo polubił Tomka i zawsze nam kibicował.

Wiem, że doczekałaś się dwójki wnuków. Czy masz dla nich czas?

Mało, ale staram się być jak najbardziej obecna w ich życiu. Dzieciaki są kochane i mądre. Uwielbiam rozpieszczać Marcela i Wiktorię. Głównie dziewczynkę, bo niestety nie miałam nigdy córki, więc z wielką radością kupuję dla niej różne ciuszki. Potrafię w sklepie dla dzieci spędzać godziny. Jestem domową stylistką.

Podobno zanim odwiedzą Cię goście pytasz, czy nie są na coś uczuleni.

Mam taki zwyczaj, że wszystkich gości podejmuję przy stole, podając oczywiście same zdrowe dania, a że żyjemy w czasach, w których ludzie cierpią na różne alergie, wolę się zabezpieczyć, by nie nakarmić znajomych czymś, co mogłoby im zaszkodzić, albo czymś, czego nie lubią. Przed wizytą, nowych gości, wykonuję telefon i robię wywiad odnośnie upodobań. Kocham rozpieszczać podniebienia przyjaciół.

Przytrafiły Ci się jakieś kulinarne niepowodzenia?

Oczywiście. Nie jestem zawodowym kucharzem. Bywały sytuacje, że opadł biszkopt, czy nie wyszła szarlotka. Spaliłam też wielokrotnie mięso. Błędów nie robi ten, kto nic nie robi (uśmiech).

Jesteś na diecie, czy jesz wszystko, na co masz ochotę?

Kocham jeść. Dziwię się, że nie mam nadwagi, bo czasami jadam więcej niż mój mąż i moje dzieci. Muszę przyznać, że w jedzeniu rozkochałam się dosyć późno, bo jak byłam zawodową gimnastyczką, to niestety musiałam trzymać formę i przestrzegać diety. Pomyślałam sobie jednak, że nie mogę umrzeć, jeśli nie spróbuję gołąbka i tortu bezowego. Teraz jem wszystko, czego kiedyś nie było mi wolno (śmiech). Ma to na mnie bardzo dobry wpływ. Człowiek najedzony jest szczęśliwszy i bardziej uśmiechnięty. Stawiam jednak na zdrowe dania, których przepisy znajdziecie w mojej książce. Są tam rozwiązania dla wszystkich: dania bez soli, glutenu po treningu, pyszne śniadania, obiady i kolacje. Marzę, by ta książka była przekazywana pokoleniom. Kiedyś nasze mamy i babcie dawały nam przepisy w zapisanych zeszytach. Postanowiłam, że ja zrobię to samo, ale dla wszystkich, zdradzę swoje zdrowe kulinarne oraz tajemnice, bo kto dzisiaj nie chce zdrowo żyć?

Rozmawiała Martyna Rokita dla tygodnika „Twoje Imperium”

fot. materiały prasowe