CHUCHO: Czy fani disco polo pokochają króla latino dance?
Muzyka, którą tworzy Sławomir Mazur, ukrywający się pod pseudonimem Chucho, to coś, czego w Polsce jeszcze nie było! Gatunek latino dance już wkrótce podbije serca fanów gorących rytmów, a wszystko za sprawą piosenki „Czuję to”, która niedawno miała swoja premierę.
CHUCHO to nowa postać na polskim rynku muzycznym. Kto oprócz Ciebie tworzy ten projekt?
Chucho to tak naprawdę jedna osoba, czyli ja – Sławomir Mazur (uśmiech) i osoby, które ze mną współpracują na różnych zasadach. Każdy pojawia się w innym kawałku i każdy dodaje coś wyjątkowego. Do współpracy zapraszam znajomych i przyjaciół, którzy na co dzień zajmują się własnymi projektami, ale chętnie udzielają się także gościnnie, tak jak u mnie. W tym miejscu pragnę każdej z tych osób podziękować, bo każdy naprawdę bardzo się angażował i pracowało nam się bardzo dobrze.
Czy się lubicie i przyjaźnicie na co dzień? Jak długo się znacie?
Tak jak wspomniałem wcześniej, każdego z kim pracowałem przy swoich kawałkach znam na swój sposób dłużej lub krócej, lepiej, gorzej, ale z każdym się lubię, z niektórymi przyjaźnię i często spotykam prywatnie.
Co oznacza nazwa Chucho i skąd się wzięła?
Nazwa Chucho to portugalskie imię. Muzyka jaką się inspiruję to muzyka w głównej mierze latino, często śpiewana w języku portugalskim czy hiszpańskim. Chucho jest wyrazem krótkim, zapamiętywalnym no i pochodzącym z melodyjnego kraju.
W jakim mieści mieszkasz na co dzień?
Urodziłem się i mieszkam na co dzień we Wrocławiu, często podróżuję po całej Polsce, ale w tym mieście czuję się najlepiej, tu zawsze był mój dom, tutaj się wychowywałem, w stolicy Dolnego Śląska mieszka cała moja rodzina. Uważam że nie ma piękniejszego miasta, z tyloma ciekawymi miejscami i kulturą, nie wyobrażam sobie mieszkać w innym mieście.
Nie ciągnie Cię czasem do stolicy?
Szczerze to ciągnie mnie do Warszawy tylko dlatego, że są tam o wiele większe możliwości niż w innych miastach Polski, łatwiej kogoś poznać z branży, wydeptać sobie kontakty, a tym samym liczyć na to że kariera przyśpieszy i „ktoś” zauważy. Na pewno nie ciągnie mnie do stałego mieszkania w Warszawie, mogę wpaść na koncert, na spotkanie ze znajomymi, czy załatwić jakieś sprawy, ale nie chciałbym mieszkać w stolicy.
Do jakiego gatunku zaliczyłbyś muzykę, którą wykonujesz?
I to jest pytanie jakie chciałem usłyszeć, bo tak naprawdę wydaje mi się, że w Polsce nie ma jeszcze takiego gatunku muzycznego, jaki ja chcę zaprezentować w swoich utworach, a nawet jeśli by był to chyba niestety nie potrafił się przebić. Latino Dance – to taki styl, łączący pop, dance, reggaeton, merengue hip-hop. W moich utworach można usłyszeć każdy z tych gatunków, w języku polskim z elementami hiszpańskiego. Uwielbiam muzykę latynoamerykańską za jej melodyjność, płynące wokalem, rytmikę i gorącą atmosferę, którą wywołuje. Postanowiłem przenieść ten klimat do Polski, bo uważam, że Polacy to ludzie, którzy potrafią się bawić, kochają tańczyć, a jest to coś innego niż popularne teraz disco polo, coś co wydaje mi się zainteresuje podobną rzeszę fanów.
Sam tworzysz swoje piosenki, czy ktoś Ci pomaga?
Mam swojego producenta, Arkadiusza Jasionowicza, który zajmuje się produkcjami dla znanych wokalistów i grup branży disco-dance. Stwierdziłem, że on znający ten styl będzie najbardziej odpowiednim człowiekiem, który mnie zrozumie. Nie pomyliłem się, ponieważ po stworzeniu dwóch typowo danceowych kawałków, które tak na marginesie wyszły naprawdę dobrze, dotarciu się, jeśli chodzi o współpracę, zaczęliśmy pracować nad typowa muzyką z gatunku, jaki chciałem tworzyć. Arek przyjmuje moje pomysły, potem doradza mi w sprawach brzmienia, aranżacji i przygotowuje podkłady muzyczne. Teksty piszę sam.
Kiedy i w jaki sposób zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Moja przygoda z muzyką trwa od dziecka. Zawsze sobie gdzieś tam podśpiewywałem, wygrywałem jakieś mini konkursy dla dzieci, śpiewałem w szkolnych chórkach na przedstawieniach, myślałem nawet, żeby iść do jakiegoś talent show, ale zawsze brakowało trochę odwagi, a tak na poważnie trwa od kilku lat. Grałem jako DJ we wrocławskich klubach, bawiłem się w różne własne produkcje wraz z kolegą w domowym studiu, gdzie udzielałem się wokalnie. Jakiś czas temu powiedziałem sobie, że dość robienia muzyki do szuflady i chcę pokazać światu to, co gra mi w głowie. Mam nadzieję że ludzie przyjmą moją twórczość pozytywnie.
Czym jest dla Ciebie muzyka?
Przede wszystkim pasją, wolnością, odpoczynkiem. Kocham śpiewać, słuchać muzyki, układać w głowie słowa, aranże wyobrażać sobie brzmienia – to jest ta wolność. Odpoczywam przy muzyce, przy jej produkowaniu, przy pisaniu tekstów… mój czas wolny to muzyka. Na co dzień jestem właścicielem firmy, szefem, pracodawcą, a muzyka pozwala mi zapomnieć o problemach dnia codziennego, wyłączyć się.
Rodzice Cię wspierali w artystycznej ścieżce, którą wybrałeś, czy nie byli zadowoleni z Twoich artystycznych planów?
Wychowywałem się w tradycyjnym polskim domu, gdzie głową rodziny jest tato. Wpajano mi że najważniejszymi wartościami w życiu są szacunek dla innych ludzi, wykształcenie i dobra praca. Dzięki tym wartościom, jakie przekazali mi rodzice mogę teraz realizować swoje pasje, które tak naprawdę powstały już w moim dorosłym życiu, bo jak już wspomniałem w okresie dziecięcym, nie traktowałem tego poważnie – było to coś w rodzaju mile spędzanego czasu, a nie ukierunkowywania się na to jako przyszły sposób na życie. Oczywiście czasami wyobrażałem sobie siebie na wielkiej scenie, ale to były marzenia, jakie ma każde dziecko, a nic poważnego. W obecnej sytuacji jestem niezależnym facetem, który spełnia swoje już poważne marzenia, o tym by śpiewać, bawić ludzi swoją muzyką i cieszyć się z tego, że daje Polakom to szczęście i zabawę.
O czym marzyłeś będąc dzieckiem?
Chciałem grać w reprezentacji Polski i strzelać bramki Niemcom i Anglikom (śmiech). Przez 10 lat grałem w piłkę w różnych wrocławskich klubach stąd to marzenie.
Grasz na jakichś instrumentach?
Niestety nie. Na żadnym nie gram tak, jak powinienem umieć grać. Trochę pyrkam na pianinie i coś tam łapię na gitarze. Obiecałem sobie, że opanuję gitarę, a ci, którzy mnie znają, wiedzą że jak ja coś obiecam to zawsze się to dzieje.
Klip do swojej najnowszej piosenki polecieliście kręcić aż do Cannes. Czyj to był pomysł?
Pomysł samego miejsca podrzucił mi kolega, z którym robiłem jeden z utworów. Opowiadałem mu, że chciałbym nakręcić klip w ładnym miejscu, z palmami, piękną plażą i urokliwymi uliczkami. Powiedział: „Musisz to nakręcić w Cannes”. Zobaczyłem zdjęcia i tak znaleźliśmy się w Cannes… Piękne miasto.
Udało się trochę odpocząć, czy wyjazd przebiegał pod znakiem ciężkiej pracy na planie?
Niestety byliśmy w Cannes dwa dni i nie zdążyliśmy zobaczyć zbyt wiele na spokojnie, jednakże dość intensywnie staraliśmy się poznać to miasto, aby znaleźć ciekawe miejsca do klipu więc dużo widzieliśmy, jednak skupiliśmy się na pracy, a nie na długim podziwianiu widoków.
Może podczas podróży przydarzyły się jakieś niecodzienne historie? Jakie?
Na szczęście nie. W sensie nic złego. Bo dobrego było dużo, lubię miłą atmosferę, jestem bardzo towarzyskim człowiekiem jak zresztą cała ekipa, która się tam udała. Zapewniam, że było bardzo wesoło. Miłym zakończeniem było integracyjne wypicie drinka nocą na plaży, pierwszego w tym roku i mam nadzieję, nie ostatniego, bo bardzo lubię morze i chętnie podróżuję.
Piosenka „Czuję to” jest utrzymana w klimatach latino. Czy cały Twój repertuar będzie właśnie w tym stylu?
Jak już wspomniałem wcześniej taki rodzaj muzyki bardzo lubię i wszystkie moje utwory staram się utrzymać w takim właśnie klimacie muzyki tanecznej, rozrywkowej.
Skąd zainteresowanie takimi rytmami?
Muzyka krajów latynoamerykańskich jest niesamowicie rytmiczna, taneczna, lubię jej słuchać i chciałem stworzyć taką muzykę po polsku. Zawsze fascynowały mnie w tej muzyce linie wokali i sposób tego jak brzmią. Pomimo tego, że często utwory mają wolne tempo, to dzięki temu, że ich słowa płyną wydają się dużo szybsze – w tym tkwi właśnie cała magia tego rodzaju muzyki. A chyba największym bodźcem, aby zająć się taką muzyką był ogólnoświatowy sukces piosenki „Despacito” Luisa Fonsi, która jest utrzymana w podobnym stylu.
Jakie masz plany na wiosenno-letni sezon?
Ten okres chciałbym spędzić na pracy nad kolejnymi kawałkami, nagraniem jeszcze jakiegoś teledysku oraz promocją Chucho (uśmiech)
Jakie jest Twoje podejście do sławy. Tak, jak większość młodych ludzi chciałbyś szybko stać się sławny i bogaty?
Sława – hehe, nie ukrywam korci, aby tak marzyć, ale czy to nie jest złudne, że najpierw każdy marzy o tym, żeby każdy się nim interesował a potem przed tym ucieka? Ja chciałbym, aby to moja muzyka była sławna. Wiem, że to wtedy jedno jest powiązane z drugim, ale bardziej wolałbym aby ludzie robili „wow”, gdy mnie słyszą, a nie widzą. Słowo „bogactwo” kojarzy mi się z pałacami, służbą, ociekającym wszędzie złotem… Nigdy nie chciałbym takiego bogactwa. Dla mnie liczy się zdrowie i żeby było mnie stać na spełnianie moich marzeń. Póki co tak właśnie żyję i z tego się cieszę.
Co chcesz przekazać ludziom jako artysta?
Radość. Muzyka która tworze ma dawać uśmiech, dobrą zabawę. Lubię każdy rodzaj muzyki, taką która rozwesela, taką której teksty potrafią rozczulić, ale najlepsza jest taka, przy której można wspólnie pośpiewać i potańczyć i to właśnie chcę dać ludziom.
Na Twoim panpage’u jest napisane „nadchodzi nowy kól”. Czyżbyś chciał się ścigać z Zenkiem Martyniukiem, mimo że on wykonuje nieco inną muzykę? A może innego króla chciałbyś zdetronizować?
Nie mam zamiaru nikogo pokonywać, ani detronizować. Hasło „Nadchodzi nowy król” powstało, gdyż razem ze mną nadchodzi też trochę inny rodzaj muzyki, jakiego w Polsce nie było i to właśnie ja chcę go w naszym kraju zapoczątkować i być jego prekursorem.
Rozmawiała Jolanta Pawlak
Zapraszamy do oglądania najnowszego teledysku Chucho do piosenki „Czuję to”.
fot. archiwum artysty