Zenek Martyniuk: Jeszcze nie myślę o emeryturze!

Król disco polo ciągle jest w świetnej formie i ani myśli schodzić ze sceny. Zenek teraz ma swój najlepszy czas. Zabijają się o niego organizatorzy koncertów i reklamodawcy. Mimo medialnego szumu wokół jego osoby stara się jak najwięcej czasu spędzać z rodziną.

Twoja ostatnia płyta „Przekorny Los” sprzedała się w oka mgnieniu. Czy już myślisz o kolejnej, a może fani mogą liczyć na jakieś inne niespodzianki?

„Przekorny Los” został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność, co mnie i mój zespół bardzo cieszy. Ponieważ było ogromne zainteresowanie tym krążkiem, wytwórnia postanowiła wytłoczyć kolejne egzemplarze. W okresie wakacyjnym ukaże się również specjalna limitowana edycja na płycie winylowej.

Przez media i fanów zostałeś okrzyknięty królem disco polo. Czy ten tytuł motywuje Cię do działania, czy podchodzisz do niego z przymrużeniem oka?

Jest mi niezmiernie miło, że fani nadali mi taki tytuł. Mają prawo mnie tak nazywać, w końcu jestem częścią historii nurtu disco polo.

Jak się jest królem disco polo, to trzeba się bardziej strać?

W każdą piosenkę od samego początku wkładam całe swoje serce. Daleki jestem od taśmowej produkcji utworów. Zawsze więc staram się tak samo i zawsze stawiam na jakość, a nie na ilość, choć niektórzy mówią, że mógłbym trochę odpuścić i że już nie muszę pracować na swoje nazwisko.

No tak, Twoje nazwisko jest wszystkim dobrze znane. Latem pojawi się w księgarniach książka o Tobie. Czego możemy się po niej spodziewać? Pomysł na książkę wyszedł do Ciebie czy ktoś Cię zainspirował do jej wydania?

W związku z ostatnim szumem wokół mojej osoby, wśród wielu różnych projektów, pojawiła się, m.in. propozycja wydania książki. Nie będzie jednak to moja autobiografia, ale spisane przez odpowiednią osobę historie z mojego życia artystycznego i rodzinnego. Nie zabraknie w niej faktów, ciekawostek i opowieści sprzed, które dotąd nie ujrzały światła dziennego. Wszystko zostanie wzbogacone zdjęciami. Sam nie zabiegałem o to, by ktoś napisał o mnie książkę, jednak zaczęły docierać do mnie sygnały od fanów, a także od moich przyjaciół, że coś takiego chcieliby mieć w swojej kolekcji, wiec nie pozostało mi nic innego jak tylko się zgodzić.

Niedawno na rynek spożywczy trafił napój energetyczny o nazwie Zenek. Czy sam często sięgasz po „energetyki”?

Lubię pomiędzy koncertami lub przed występem wypić jakiś napój energetyczny. Tym bardziej, że miewam po kilka występów pod rząd i energia momentami spada. Sygnując ten produkt swoim imieniem jestem więc prawdziwy, bo rekomenduję coś, po co sam z chęcią sięgam. Mało tego, zanim Zenek trafił na półki, przez rok testowaliśmy jego smak i zabieraliśmy w trasy koncertowe.

Wszyscy są dla Ciebie życzliwi, czy zdarzają się jakieś nieprzyjemne sytuacje związane z Twoją osobą, albo muzyką, bo przecież jednak nie każdy kocha disco polo?

Większość moich prawdziwych fanów to przemili i sympatyczni ludzie. Na innych staram się nie zwracać uwagi. Bardzo rzadko zdarzają się niemiłe sytuacje. Robię swoje. Nikogo nie prowokuję, a jeśli komuś się coś nie podoba, to po prostu jego problem. Ja nigdy nie neguję cudzych upodobań. Szanuję odmienne poglądy innych.

A jakie z kolei są te najmilsze sytuacje z fanami? Co zazwyczaj słyszysz na swój widok?

Najczęściej słyszę swoje imię (śmiech). Ludzie chcą zdjęcia i autografy, dzielą się ze mną opiniami na temat występów i ostatnich utworów. To bardzo miłe.

W jakich dziwnych miejscach składałeś autografy?

Podpisywałem się na dekoltach, na plecach, na ramionach, a nawet na gipsie.

Czy masz poczucie, że przez sławę straciłeś coś z życia rodzinnego?

Fakt, ludzie często zaczepiają mnie na ulicy, często czuję na sobie czyjś wzrok, ale nie chcę narzekać. To cena sławy (uśmiech). Jednak staram się być w tym wszystkim normalnym człowiekiem. Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Cieszę się, że mam cudowną, wyrozumiałą żonę i wspaniałego syna.

Jesteś szczęśliwym mężem i ojcem. Nie ma więc chyba wątpliwości, że żona i syn to najważniejsze osoby w Twoim życiu?

Nie może być inaczej. Moja żona Danusia, tak samo jak mój syn Daniel, to dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Byli przy mnie, zanim przyszła sława i pieniądze i mam nadzieję, że będzie mi dane cieszyć się jak najdłużej wspaniałą rodziną, jaką udało nam się stworzyć.

Chodzą za Tobą paparazzi, czy odpuścili sobie jak zobaczyli, że nie ma szans na to, żeby Zenek zrobił jakiś „skok w bok”, czy inny skandal?

Paparazzi nawet gdyby mnie śledzili przez cały dzień i noc, to i tak nie uzyskaliby kompromitujących materiałów na temat mojej osoby. Jestem spokojnym człowiekiem i raczej żadnego skandalu nie wywołam. Nie ma szans, żeby ktoś zobaczył mnie pod rękę z inną kobietą niż moja żona Danusia.

Czy żona bywa czasem zazdrosna o fanki?

Nie ma ku temu powodów. Mamy za sobą długi staż małżeński, że już zdążyła się przyzwyczaić do tego, że inne kobiety przychodzą po zdjęcia ze mną.

Słyszałam, że Danusia jest Twoją największą fanką. Jaka jest jej ulubiona piosenka z Twojego repertuaru?

Może to zabrzmi nieskromnie, ale żona lubi wszystkie moje utwory i nie ma tego jedynego, który jest dla niej najlepszy.

Piosenkę „Sonet dla miłości” nagrałeś specjalnie dla żony. Skąd taki pomysł? Czy była ku temu szczególna okazja? I jaka była reakcja żony, kiedy usłyszała ją po raz pierwszy?

Moja żona jest wspaniałą kobietą, która od lat każdego dnia inspiruje mnie do twórczości. Doskonale zna moje piosenki. Często jest ich pierwszym odbiorcą i recenzentem. „Sonet dla miłości” premierowo wykonałem dla niej, grając na gitarze. Powiedziała, że jest bardzo wzruszona.

Żona często towarzyszy Ci na koncertach?

Jeżeli gram w ciekawych miejscach, to zabieram ją ze sobą i zawsze znajdujemy czas na wspólne spacery, albo zwiedzanie zabytków. Niejednokrotnie Danusia jeździ z nami w trasy koncertowe również za granicę. Kiedyś towarzyszyła mi w wyprawie do Stanów Zjednoczonych, gdzie nie tylko koncertowałem, ale także nagrałem klip do piosenki „Prawdziwa Miłość, to Ty”.

Zdradzisz jak poznałeś swoją żonę?

Poznaliśmy się w czerwcu 1988 roku na majówce w Grabowcu, blisko Bielska Podlaskiego. Grałem tam koncert. Ona przyjechała z koleżankami i z siostrą Asią, żeby się pobawić. Zobaczyłem ją w tłumie, ale sam nie miałem odwagi podejść. Poprosiłem kolegę Janka, żeby przekazał tej pięknej dziewczynie, że chcę z nią porozmawiać. Okazało się, że ja też nie byłem jej obojętny i przerwie od występów podeszła do mnie. Nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Później wyniknęło miedzy nami kilka zabawnych sytuacji, bo przedstawiliśmy się sobie innymi imionami.

Nie jest Ci trochę szkoda, że syn, choć ma predyspozycje, by zostać muzykiem, wybrał życie żeglarza?

Szanuję jego wybór. To wspaniałe, że dzięki swojej pracy mógł zwiedzić i zobaczyć kawał świata. Nie ma jednak jeszcze sprecyzowanych planów związanych ze swoją przyszłością. Jak będzie chciał, to jeszcze ma czas na to, żeby zająć się muzyką.

Chciałbyś już zostać dziadkiem?

Zapewne kiedyś zostanę. Bardzo bym chciał. Może wnuczęta pójdą w moje ślady lub będę miał możliwość uczyć ich gry na gitarze i śpiewu, czas pokaże.

Zastanawiałeś się, co byś dziś robił, gdyby świat disco polo Cię nie pokochał i nie mógłbyś z muzyki czynić swojego zawodu?

Oj nigdy się nie zastanawiałem. Świat mnie lubi już 25 lat. Jeżeli tak by było, wtedy miałbym więcej czasu na przemyślenia, co mógłbym robić, ale na dzień dzisiejszy mój zawód do muzyk i nie wyobrażam sobie bycia kimś innym.

A w jaki sposób zainteresowałeś się muzyką disco polo?

Odkąd pamiętam grałem na zabawach muzykę rozrywkową, przy której ludzie świetnie się bawili. W pewnym momencie zacząłem sam tworzyć. Później pojawił się pomysł, że skro jest materiał, to warto byłoby wydać kasetę, a było to w czasach, kiedy polska muzyka taneczna zaczęła cieszyć się ogromnym powodzeniem.

Zawsze marzyłeś o wielkiej karierze i tłumie fanek pod sceną?

Kiedy zaczynałem grać, nie myślałam o tzw. karierze, którą podobno zrobiłem. Po prostu zawsze robiłem to, co kocham i to zaprowadziło mnie do miejsca, w którym obecnie się znajduję. Mam jeszcze wiele pomysłów na kolejne piosenki i nie tylko. Obserwujcie, wiec moją karierę, która mam nadzieję, że jeszcze trochę potrwa (uśmiech).

Czy zawsze udawało Ci się z muzyki utrzymać rodzinę, czy musiałeś spróbować też pracy w innej branży?

Tak od zawsze, ale były też gorsze czasy, jeżeli chodzi o domowe finanse, ale zawsze sobie jakoś radziliśmy. Nie pracowałem nigdy w innej branży.

Grałeś kiedyś na ulicy?

W taki sposób nigdy nie zarabiałem, ale uważam, że to żaden wstyd. Wśród ulicznych grajków jest mnóstwo utalentowanych osób, które z różnych powodów nie mogą występować na wielkich scenach. Ja zaczynałem od małych zabaw tanecznych oraz wesel. Zdarza się, że kiedy idę ulicą i spodoba mi się czyjaś gra lub śpiew, to sięgam do kieszeni po parę złotych. W ten sposób też wyrażam swój szacunek dla ludzi, którzy mieli trochę mniej szczęścia niż ja.  

Myślałeś kiedyś o tym, żeby odpocząć od koncertów i zrobić sobie, np. roczny urlop? Czy nie wytrzymałbyś bez sceny i atmosfery koncertów?

Jeszcze nie pora na tak długie urlopy. Jestem w sile wieku, nie narzekam na zdrowie, a spotkania z fanami to wielka przyjemność. Zapewne jeszcze przyjdzie czas na dłuższy wypoczynek na emeryturze.

To kiedy ta emerytura?

Jeszcze o niej nie myślę, ale kiedyś na pewno przyjdzie na nią czas. Na razie chcę dawać radość moim fanom śpiewając. Praca wciąż daje mi mnóstwo satysfakcji. Nie potrafiłbym w tym momencie zaszyć się w domu i nic nie robić. Mam mnóstwo pomysłów, które chcę zrealizować.

Wywiad przeprowadzony przez naszą agencję Marimar Studio na zamówienie magazynu „Kropka TV”, gdzie ukazał się drukiem. Na liczne prośby wielu fanów artysty, tekst publikujemy w internecie.

Fot. screen z facebooka