Jerzy Schejbal: „Swoją pracę traktuję jak służbę ludziom”!

Znany aktor, reżyser, a po godzinach ukochany dziadek. Patrząc na niego, aż trudno uwierzyć, że niedawno skończył 70 lat. Jakiś czas temu afiszach pojawiła się sztuka „Życie: trzy wersje”, którą reżyseruje i w której sam również gra.

Kilka miesięcy temu miała miejsce premiera sztuki Yasminy Rezy, pt. „Życie: trzy wersje”, którą Pan reżyseruje oraz występuje w niej. Trudno pogodzić te dwie role?

To bardzo dobrze napisana sztuka, nad którą pracowałem wcześniej ze studentami Akademii Teatralnej. Pomyślałam, że grzechem byłoby się tym nie zająć, a ponieważ jestem i aktorem i reżyserem, poczułem się na siłach, by podjąć się tego wyzwania. Wiele rzeczy musiałem przetestować na samym sobie, a dopiero później zaprosiłem do tego kolegów. Czasem bywało ciężko, jednak myślę, że dałem radę.

Na czym polega fenomen tej sztuki, która jest swego rodzaju psychologicznym obrazkiem?

Duży ukłon należy się przede wszystkim jej autorce, a dopiero później nam odtwórcom. Yasmina, która sama jest również aktorką, doskonale wie, jak skonstruować tekst i przekaz utworu scenicznego. Ona świetnie pisze dialogi i rozbudowuje warstwę psychologiczną. Przy pierwszym czytaniu jej teksty wydają się bardzo nośne i pozornie łatwe. Problem zaczyna się w momencie, kiedy zaczyna się go drążyć, bo okazuje się, że ten stopień komplikacji psychologicznej jest tak głęboki, że cała jej powierzchowna atrakcyjność zaczyna sprawiać kolosalne kłopoty, a zwłaszcza w momencie, kiedy jest się reżyserem i aktorem jednocześnie, bo te dwie funkcje trzeba połączyć, ale z drugiej strony trzeba umieć je odpowiednio rozdzielać, bo muszę znaleźć się na dwóch planach.

Jest Pan również wykładowcą. Czy Pana studenci marzą o tym, by coś przeżyć przy okazji pracy nad rolą teatralną, czy raczej młodzi ludzie stawiają dziś na szybki i łatwy pieniądz z seriali i z reklam?

Wśród moich studentów są zarówno jedni, jaki i drudzy, ale nie ma się co dziwić. Czasy się zmieniły. Życie jest kosztowne, rachunki trzeba płacić, więc nie można karcić tych, którzy chcą być znani i bogaci. Praca w serialu, czy reklamie to też uczciwie i ciężko zarabiane pieniądze. W sumie to się im nie dziwię, bo nie ma w tym nic dziwnego, że młodzi ludzie chcą mieć pieniądze na to, by się dobrze ubrać, czy kupić sobie samochód, albo mieszkanie. Kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z aktorstwem, jedynym miejscem spełnienia ambicji zawodowych był teatr. Telewizja była wtedy w powijakach, a film funkcjonował w obrębie większych miast. Grał ten, kto był bliżej Wrocławia, Łodzi i Warszawy. Wówczas mieszkałem w Krakowie i rzadko grywałem w filmowych produkcjach.

Dało się wtedy wyżyć z pracy w teatrze?

Oczywiście. Mało tego, powiem, że całkiem nieźle. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych mieliśmy z żoną etaty we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Graliśmy wówczas bardzo dużo, ale stać nas było na wakacje w Grecji razem z dzieckiem. Później przyszedł kryzys i teraz w teatrach pensje są dość skromne. Niemniej jednak kondycja aktorstwa polskiego jest bardzo dobra. Nasi artyści coraz częściej są doceniani na świecie.

Czy według Pana każdy może być aktorem?

To jest zawód, który wymaga odpowiednich predyspozycji nie tylko warsztatowych, ale również psychicznych. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie zawsze wszystko przychodzi od razu. Istnieje jakaś kolejność rzeczy, że na pewne sprawy, czy role trzeba poczekać. Trzeba cały czas uczciwie pracować i prędzej czy później, jakiś reżyser to zauważy, no chyba, że ktoś ma wyjątkowego pecha w życiu. Jeśli ktoś uczciwie pracuje, to prędzej, czy później osiągnie wiele w swoim zawodzie. Nie ma co się skupiać na swojej fizyczności, bo piękna buzia i zgrabna sylwetka za jakiś czas przemija.

Pana córka Magdalena Schejbal również jest wziętą aktorką i nieźle sobie radzi. Czy w przeszłości odradzał jej Pan wybór tego zawodu, albo wręcz przeciwnie sugerował, żeby poszła tą samą drogą co jej rodzice?

Absolutnie do niczego jej nie namawiałam, ani nie odradzałem. To był jej świadomy wybór. Sama zdecydowała o swoim losie. Myślę, że radzi sobie zupełnie przyzwoicie. U nas w domu nie rozmawiało się nigdy o tematach zawodowych i nie analizowało się swoich dokonań. Wybór zawodu to sprawa indywidualna. Każdy się musi sam ze sobą rozliczać. Czasem mam wrażenie, że to zawód dla samotnych ludzi i dla egoistów, bo przez pracę zawodową, która polega na wcielaniu się w różnych bohaterów, ucieka nam tak naprawdę część naszego własnego życia. Przez liczne wyjazdy często nie zauważamy jak dorastają nasze dzieci.

Czy rzeczywiście aktorstwo to bardzo ciężki kawałek chleba i ciągłe wystawianie zaufania na próbę?

Życie z artystą nie jest łatwe, czego dowodem jest wiele nieudanych związków wśród ludzi z branży. To jest zawód tak absorbujący, że często rozbija prywatne sprawy i tak obciążający psychikę, że nierzadko ciężko jest odnaleźć się w rzeczywistości.

Mimo wszystko nic Panu chyba z życia nie uciekło. Teraz doczekał się Pan nawet wnuków.

Rodzinę założyłem jako już dojrzały i świadomy różnych spraw człowiek. Zdążyłem doświadczyć już rozmaitych rzeczy. Poczułem, że w końcu przyszedł czas na stabilizację. W moim życiu funkcjonuje wszystko jak należy, dzięki temu, że posiadam umiejętność oddzielenia dwóch przestrzeni, na których się poruszam. To również kwestia doświadczenia.

Czy wspiera Pan Magdę w jej aktorskiej drodze?

Byłem bardzo zaskoczony, kiedy powiedziała, że chce być aktorką, bo wcześniej studiowała socjologię. Uszanowałem decyzję córki i bardzo jej kibicuję.

Druga córka niestety nie chciała być aktorką.

Nie… nie miała takich pomysłów, chociaż zdarzyło się jej kilka aktorskich epizodów. Raz nawet razem z Magdą grały siostry w jednym z odcinków „Kryminalnych”. Szło jej całkiem nieźle, ale stwierdziła, że to ją nie interesuje i wybrała psychologię.

Nie przypominam sobie, aby udało się spotkać na jednej scenie Panu, pani Grażynie i Magdzie. Czy życzyłby sobie Pan kiedyś takiej sytuacji?

Z Grażyną grałem nie raz i bardzo sobie cenię tę współpracę. W tym momencie we Wrocławiu można nas oglądać w sztuce „Małe zbrodnie małżeńskie”, gdzie gramy parę. Natomiast nigdy nie pracowaliśmy we trójkę. Gdyby kiedyś zdarzył się taki projekt, na pewno byłoby sympatycznie.

Czy praca czasem przenosi się do domu?

Staramy się nigdy do tego nie dopuszczać.

W listopadzie obchodził Pan swoje 70-te urodziny. W związku z tym Pana rodzinne miasto, czyli Nowy Sącz wspiera Pana w obchodach jubileuszu.

Nowy Sącz wspiera sztukę „Życie: trzy wersje”. Po premierze warszawskiej będzie również premiera na Festiwalu Teatralnym w Nowym Sączu. Tam też planowane są uroczystości związane z moimi urodzinami. Cieszę się, że wracam do tego wspaniałego miasta ze tradycjami aktorskimi. Jest mi bardzo miło, że władze miasta, w którym się urodziłem chciały w jakiś sposób przyczynić się, by ten mój jubileusz został zauważony. Sam do tego nie przyłożyłem ręki. To jest piękny dowód na to, że moja praca miała jakiś sens.

Za dwa lata natomiast przypada 50-lecie Pana pracy zawodowej. Jak długo chce Pan jeszcze grać?

Dopóki starczy mi sił (uśmiech). Swoją pracę traktuję jak służbę ludziom. Dzięki wyrazom sympatii od widzów, upewniam się w przekonaniu, że dobrą drogę wybrałem. Najlepszym przykładem na to, że aktor się nie starzeje jest Danuta Szaflarska, która, mimo że przekroczyła setkę wciąż jest aktywna zawodowo.

Często bywa Pan w górach?

Przynajmniej raz w roku jadę w góry.

Ma Pan swój dom w górach?

Nie, i nawet nie wiem, czy bym chciał go mieć. Góry są tak duże i tak piękne, że siedzenie w jednym miejscu nie miałoby sensu. Za każdym razem wynajmuję pokój gdzie indziej, biorę plecak i wyruszam na piesze wędrówki.

Czy tak zapracowany dziadek jak Pan ma czas dla swoich wnuków?

Jestem bardzo zapracowanym dziadkiem, ale staram się w miarę możliwości jak najczęściej odwiedzać córki i wnuki. Nie raz bywa ciężko z wygospodarowaniem wolnego czasu, ale jak już się spotkamy, to zawsze zabieram maluchy na jakiś fajny spacer, opowiadam im o sztuce. Magda mieszka zaledwie kilka ulic ode mnie. Nie raz prosi mnie, abym został z wnukami, kiedy ma jakieś wieczorne wyjście ze swoim partnerem. Czynię to z największą przyjemnością. Muszę się pochwalić, że pół roku temu moja druga córka Kasia urodziła syna. Bardzo się cieszę. Tomek jest zdrowym i pogodnym dzieckiem.

Wygląda Pan na człowieka o świetnej kondycji. Jak rzeczywiście jest z Pana zdrowiem?

Zdrowie na szczęście mi dopisuje. Nie mam żadnych dolegliwości. Od czasu do czasu idę się profilaktycznie przebadać. Aż sam się sobie dziwię, że jestem w tak dobrej kondycji (śmiech).

Rozmawiała Martyna Rokita dla tygodnika „Życie na Gorąco”

Jerzy Schejbal 1

 fot. materiały prasowe