Diego: „Doceniam wszystko, co mam”

Pod pseudonimem Diego ukrywa się Sławomir Stopczyk, nazywany również polskim Ricky Martinem. Ma na swoim koncie duet z Zenonem Martyniukiem. Wspólnie nagrali piosenkę „Ostatni klaps”. Dużym powodzeniem cieszy się także jego solowy utwór „Maria jak Anioł” utrzymany w rytmach latino dance. Niedawno zaprezentował klip do piosenki „Ile mam czekać na Ciebie”, w którym wystąpili znani aktorzy. W rozmowie z naszym portalem opowiada o swoich pasjach oraz życiu prywatnym.

Kiedy słyszę Diego, od razu przychodzą mi na myśl trzy skojarzenia: muzyka, film i piękne kobiety… Pozwolę sobie więc zapytać o każde z osobna. Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie muzyką?

Już jako mały chłopiec byłem bardzo muzykalny. Miałem większy temperament niż większość kolegów. Potem chodziłem na różne zabawy szkolne, gdzie starałem się być, tzw. duszą towarzystwa, choć nie na siłę. Wszystko co robiłem na parkiecie płynęło z głębi mojej artystycznej duszy. Od zawsze rozpierała mnie energia. Podglądałem film „Dirty Dancing” i próbowałem naśladować jego bohaterów. Te fascynacje muzyką i tańcem w dorosłym życiu zaprowadziły mnie na karnawał do Rio, czy San Salvador. Odwiedziłem też stolicę tanga, czyli Buenos Aires.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z filmem?

Pięć lat temu zrobiłem z kolegami film „Ostatni klaps”. Tej produkcji towarzyszyła piosenka o takim samym tytule, którą nagrałem razem z Zenkiem Martyniukiem. Świat filmu bardzo mnie zafascynował, więc zacząłem również jeździć na festiwale do Cannes i do Wenecji. Niebawem wybieram się do USA na największe targi filmowe na świecie. Co jakiś czas miewam propozycje, zarówno jako współproducent, jak i występów na ekranie. Mam z czego żyć, więc nie biorę wszystkiego, co popadnie. Angażuję się w rzeczy, które odpowiadają mojej wrażliwości lub zapotrzebowaniu społeczeństwa.

Jesteśmy tuż po premierze teledysku do piosenki „Ile mam czekać na Ciebie”. Muszę przyznać, że dość, długo bo prawie rok kazałeś swoim fanom czekać na nowy kawałek. Co robiłeś w tym czasie?

Muzykę i film traktuję jak hobby. Wypuszczam piosenki nie po to, żeby się z kimś ścigać i żeby nie wypaść z branży. Gdybym chciał bić się o miejsca na listach przebojów, to nagrywałbym klipy co miesiąc. Wolę dać moim słuchaczom wyselekcjonowany i dopracowany numer z pięknym obrazkiem, który powstał z potrzeby serca, a to wymaga czasu. Jestem przeciwnikiem byle jakich taśmowych produkcji. Na co dzień jestem biznesmenem. Zajmuję się, m.in. nieruchomościami i technologiami związanymi z systemem inteligentny dom. Ta działalność wiąże się z podróżami po całym świecie, zatem bywają momenty, że nie mam czasu na to, co rozwija moją duszę i daje mi satysfakcję. Zdradzę jednak, że na kolejną piosenkę nie będzie trzeba czekać aż tak długo (uśmiech).

Do teledysku ilustrującego utwór „Ile mam czekać na Ciebie” zaangażowałeś znanych aktorów, Annę Powierzę i Sebastiana Wątrobę. Dlaczego wybór padł akurat na nich?

Zarówno Anię, jak i Sebastiana poznałem już jakiś czas temu. Przyglądałem się ich dokonaniom zawodowym. Chciałem również mieć w teledysku ciekawy obrazek filmowy. Doszedłem do wniosku, że świetnie pasują mi na odtwórców opowiadanej przeze mnie historii i ku mojej uciesze zgodzili się wystąpić. Uważam, że to był dobry wybór.

Mówi się, że artyści mają większe powodzenie u kobiet niż przedstawiciele innych zawodów. Czy można tak powiedzieć również o Twoim życiu?

Coś w tym jest. Odkąd zacząłem chodzić na dyskoteki nigdy nie narzekałem na brak powodzenia. Dziewczyny lubią odważnych facetów, a ja nieskromnie mówiąc zawsze byłem królem parkietu. Mimo że nigdy nie uczyłem się zawodowo tańczyć, miałem poczucie rytmu, więc dziewczyny chętnie ze mną tańczyły… No i byłem też trochę młodszy i bardziej wysportowany niż teraz (uśmiech). Z tamtych lat do dziś zachowały się fajne przyjaźnie.

Twoje występy są pełne ekspresji. Dziennikarze nazywają Cię polskim Ricky Martinem. Jak Ci się podoba to porównanie i w jakim gatunku muzycznym czujesz się najlepiej?

W moich utworach nie brakuje elementów latino. Nie ukrywam, że muzycznie chciałbym podążać właśnie w tym kierunku. Kiedy wykonuję je podczas występów tańczę na scenie i co mnie cieszy, moja energia zazwyczaj udziela się również słuchaczom. Lubię robić show i słyszeć aprobatę publiczności. Miło mi, że media porównują moją skromną osobę do tak wielkiej gwiazdy, jaką niewątpliwie jest Ricky Martin. Nie łudzę się jednak, że dorównam mu popularnością, bo żyjemy w nieco innych realiach. Niemniej jednak jestem szczęśliwy, że na polskim rynku muzycznym znalazło się kawałek miejsca dla mnie. Dzięki temu spełniam swoje marzenia z dzieciństwa.

Masz w planach płytę?

Oczywiście, jestem w trakcie zbierania materiału na swój debiutancki krążek. Chcę wydać coś, czego nie będę się wstydził, dlatego nie spieszę się z niczym. Płyta będzie w odpowiednim czasie.

Fanki z pewnością chciałyby wiedzieć, czy boski Diego jest wolny, czy może jego serce bije już dla jakiejś kobiety?

Na scenie jestem szaleńcem – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale w życiu prywatnym jestem bardzo poukładanym i religijnym człowiekiem. Od wielu lat jestem w szczęśliwym związku. Wybranka mojego serca ma na imię Agnieszka. Mamy siedmioletniego synka Piotrusia. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Spróbowałem w życiu wielu rzeczy, wyszalałem się, a teraz naprawdę doceniam wszystko, co mam. Z radością wracam do moich bliskich. Rodzice nauczyli mnie uczciwości i szacunku do innych ludzi oraz ich pracy. Tak postępuję w życiu, żeby zarówno oni, jak i mój syn byli ze mnie dumni.

Rozmawiała Martyna Rokita, fot. materiały promocyjne